Iść pod prąd wody
Odpierać ludzkie kłody
Trzymać się woli Niebios
Wznosić swego ducha
By nie upadł nie tracąc wiary
Iść w zimno w gorączki
Usuwać przywary
Mając wiarę swych wierzeń
Czystości sumień uderzeń
W to co robię myślę i czynię
Do wielkich istot niebiańskich
krain swych wchodzić
Swojego ducha tak usposobić
By ługiem kwasem czarne swe strony
wypalić zniszczyć
Tak by nie dać się podejść zarazie zniszczeń
które czyhają za rogiem
na człowieka
Zdzierać zasadzki odrzucać
odrzucać zachęty podniety spluwanych uczuć
Iść prostą drogą
Wznosić się ponad doliny
I patrzeć na tych co się opętali
światem zepsuć
Myśląc że idą dobrą drogą
Wpadając prosto do gardzieli piekieł
Walka o byt swego ducha jest
za drogim klejnotem by upaść.
A niektórym się wydaje że umarł
A ja wchodząc w doliny piekieł
Zdobywam siłę hartu ducha
By znów wznosić się ponad
Patrząc
Nikt tego nie zrozumie
Tylko jeno ten kto to umie
Chodzić po linie zgubnej tego świata
by nie upaść
Wznosić się swymi skrzydłami ducha do niebios
I móc więcej od innych
Dając rozdzielając wiedzę wydartą
ciemności
Da świata i miłości
Hartując piękno ducha
I tak tego nikt nie zrozumie
Kto tego nie przeżył
Walczyć w krainie piekieł
Dla życia czystości
Bo trudno by górnik w białych szatach chodził
Czy smolarz w swej fachowości
zarabiając na chleb
Lecz tu chodzi o chleb ducha.